Cały dzień pędzisz, dom, dziecko do przedszkola, dziecko do szkoły, praca, dziecko z przedszkola, dziecko ze szkoły, szybkie zakupy, dzieci na zajęcia dodatkowe, dzieci z zajęć dodatkowych, dom, obiad, porządki, wieczorne ogarnięcie dzieci. Uff… dzieci śpią.

W końcu jest Twój czas. Twój jak Twój, może Twój i fury prania do prasowania lub Twój i tajfunu w kuchni do ogarnięcia. Jak masz dystans do fury prania lub tego tajfunu, to ten czas jest Twój i tylko Twój. Niezależnie od obranej opcji czujesz, że w końcu jest ten moment w ciągu dnia gdy nikt nad Tobą nie śpiewa, nie tańczy, nie krzyczy, nie tupie. Możesz odetchnąć. Sięgasz po ulubiony słodycz, jak nie ulubiony to jakikolwiek byle by słodki był ten słodycz.

Gdy już Twoje kubki smakowe tańczą zumbę do świadomości dociera trapiąca myśl „cholera, przecież cały dzień starałam się mało jeść, oparłam się pokusie okienka z szybką kuchnią, którą można zjeść nie wychodząc z samochodu w pędzie między przedszkolem a szkołą”.

I obiecujesz sobie wylizując papierek, że dziś to był ten ostatni i od jutra będzie już idealnie. Ups. Wczoraj obiecywałaś to samo..

W żywieniu tak jak i w medycynie. Żeby pomóc należy poznać przyczynę a nie skupiać się tylko na skutku.

W najprostszym ujęciu za słodyczowy apetyt odpowiadają względy typowo żywieniowe lub te, które swoje podłoże mają w psychice.

Ta pierwsza opcja przy wprowadzeniu zdroworozsądkowego planu żywieniowego jest dość łatwa do opanowania. Łatwa pod warunkiem, że ów wprowadzony plan będzie idealnie dopracowany względem potrzeb Twojego organizmu.

Decydując się na redukcję kilogramów nie zawsze myślisz o tym, żeby skorzystać z usług dietetyka. Stwierdzasz, że Internet pęka w szwach od cudownych pomysłów na schudnięcie, bądź lepiej – masz sprawdzony sposób, bo celebrytka X schudła na diecie Y, a może sąsiadka wylaszczyła się dzięki suplementowi Z. Myślisz jedynie CELEM, a nie drogą do CELU.

Kryje się tu pewna pułapka. Pułapka dotyczy m.in. zbyt dużego deficytu kalorycznego. Gdy stosowany jadłospis jest zbyt niskoenergetyczny pojawia się ryzyko niepożądanej chęci pojadania, uzupełnienia diety w brakującą dawkę energii. Jak wyrównać to najprościej i najszybciej? Oczywiście pustą kalorią à słodyczem.

Z drugą opcją przyczynową już tak „łatwo” nie powalczymy. To, co siedzi w psychice, niestety nie usiadło tam wczoraj czy nawet przedwczoraj. Budujemy to coś przez całe życie. Podwaliny reakcji stres = słodycz sięgają bardzo wczesnego okresu naszego życia. Stłukłaś kolanko? Nic się nie stało, do buzi leci lizak. Kolega Cię popchnął? – Chodźmy na lody. Dostałaś dwóję? – Zrobię Twoje ulubione ciasto. Pierwszy i dziesiąty zawód miłosny? Odwiedzasz ulubioną cukiernię. Szef był niezadowolony z mojej pracy? Dziecko szalało cały dzień? I dzieje się to samo, co zawsze. Nie myślisz o tym, ale to robisz. Zajadasz stres. Nazywasz to różnie. Czasem jako ochota, czasem jako chwila dla siebie. Gdy zaczynasz czuć, że to słodycze rządzą Tobą a nie Ty nimi sięgasz po słowo „uzależnienie”.

Bywa, że jesteś tą „szczęściarą”, której zazdroszczą wszystkie koleżanki z pracy, że możesz zjeść tonę pralinek, popić tirem świątecznej coca-coli i w żaden sposób Twój rozmiar na tym nie ucierpi. Co się dzieje w organizmie – tego koleżanki nie widzą.

Ale gdy jednak tą szczęściarą nie jesteś i czujesz, że ledwo oblizałaś łyżkę z bitej śmietany a z ulubionych dżinsów już wypełza fałdka, podejmujesz decyzję. Decyzja nr 1 –kochanego ciałka nigdy dość. Decyzja nr 2 – Działam! To właśnie tym nr 2 się zajmiemy.

Bądź świadoma celu. Na dłuższą metę samo stwierdzenie „Nie zjem słodkiego, bo się odchudzam” nie wystarczy. Warto obrazować sobie cel, do którego dążysz. Jak schudnę to zmieszczę się w wymarzoną czerwoną sukienkę, pozbędę się cellulitu, nie będę kolejny rok z rzędu przed wakacjami przetrząsała sklepowych półek w poszukiwaniu pareo, które sprytnie zasłoni moje krągłości, ciotka Stefcia już nigdy uszczypliwym głosem nie spyta „Który to miesiąc, kochana?” itd.

Przebuduj reakcję. Myślisz chwila dla siebie = idziesz do kuchni po jedzenie. STOP. Myślisz chwila dla siebie = czas na książkę / włączenie ulubionej płyty / rozmowę z bliskimi / sport / spacer / masaż etc. Zaraz powiesz „E tam, nie mam czasu”, dostosuj tą chwilę dla siebie do swoich możliwości w danym dniu. Być może jednego dnia to będzie 3,5 minuty na jedną piosenkę z ulubionej płyty ale może innego dnia to będzie 30 minut na spacer.

Nagradzaj siebie. Tu pomyślisz, dobra, dobra, nagrodą będą zgubione kilogramy. Nie zawsze waga spada lawinowo, bywa, że trzeba uzbroić się w cierpliwość. Lubimy mieć w życiu oczywiste i szybkie potwierdzenie swoich działań. Co więcej, nie lubimy robić czegoś po nic. Jedna zasada – ta nagroda nie może mieć nic wspólnego z jedzeniem. Pamiętaj, chcąc poradzić sobie z żywieniowym wyzwaniem nie możesz traktować jedzenia ani jako kary ani jako nagrody. Co może być tą nagrodą? W najprostszym ujęciu – pochwal samą siebie za poczyniony trud niezjedzenia słodkiego. Level wyżej – kup sobie coś, co sprawi Ci przyjemność. Może wymarzone szpilki?:)

Mama na diecie!

Jeśli spodobał Ci się ten wpis zapraszam na stronę bloga na Facebooku i zachęcam do polubienia Fanpage’u. W ten sposób na bieżąco będziesz dostawać informacje o kolejnych ciekawych postach! Znajdziesz mnie również na Instagramie.