Wydawać by się mogło, cóż to za trudność, przecież czym się różni sobota czy niedziela od pozostałych dni tygodnia. Nie dla osoby „walczącej” z żywieniowymi pokusami. O ile planujemy weekend w domowym zaciszu, sprawa jest w miarę prosta. Jednakże dieta nie powinna oznaczać rezygnacji z życia towarzyskiego. I tu pojawia się dylemat. Dylemat jest tym większy, im dłuższy jest czas wolny. A, że lubimy długie weekendy, to temat się komplikuje.

Jeżeli Twój etat oznacza 8 godzinek w opcji poniedziałek-piątek zapewne zdarza Ci się sprytnie skalkulować kalendarz i kilka razy w roku wydłużyć swoje weekendowe wakacje. W najbliższym miesiącu nasuwają się dwie takie możliwości.

Jeżeli świętujesz w gronie bliższej lub dalszej rodziny tudzież znajomych, istnieje bardzo duże „ryzyko”, iż owo świętowanie będzie miało miejsce przy stole. Bynajmniej nie zastawionym jedynie sałatką z kurczakiem i marchewką.

Podejścia Pacjentów dbających o linię są rozmaite. Niektórzy informację dotyczącą swoich żywieniowych prawideł chronią niczym mordercę w więzieniu, inni z kolei dzielą się nią na każdym kroku i przy każdej sposobności.

W opcji pierwszej nie masz lekko, nikt nic nie wie, a Ty musisz odpierać miliony ataków babć i cioć lecących wprost do Twych ust z paterą ulubionego serniczka. Narażasz się przy tym mocno. No bo jak ukochana babcia czy ciocia ma zrozumieć dlaczego akurat dziś nie chcesz skosztować jej wypieku, na który pół nocy poświęciła. Próbujesz się wykręcać świeżo przebytą jelitówką. Na to też gospodyni sprawnie znajdzie rozwiązanie – poleje naleweczki na uspokojenie żołądka.

W opcji drugiej możesz wzbudzić żywieniową burzę. Okazuje się, że po cóż miałabyś się odchudzać skoro kochanego ciałka.. i że przecież jeden kawałek w niczym nie przeszkodzi. Co gorsza, z drugiego końca stołu mogą dojść Cię słuchy, że „w sumie to dobrze, że się  W KOŃCU wzięła za siebie”. Takie stwierdzenie albo da Ci kopa albo Cię pogrąży w rozpaczy z ciastkiem pocieszycielem na talerzu.

To, czy wyśpiewasz współbiesiadującym o swych żywieniowych wyrzeczeniach pozostawiam Twojej decyzji. Każda z opcji poza negatywnymi skutkami opisanymi powyżej może mieć też dobre strony, bo akurat okaże się, że szwagierka też postanowiła zmniejszyć garderobę i będzie Wam razem łatwiej wytrwać wzajemnie się wspierając w walce.

Chciałabym Ci „podsunąć na talerz” kilka rozwiązań, z których ja, matka-dietetyczka korzystam i które polecam swoim Pacjentom:

  1. Weź coś swojego. Nie mam na myśli odwijania kanapki ze sreberka na obiedzie u teściowej. Ale jeżeli przygotujesz michę ciekawej sałatki z lekkim sosem jogurtowym lub pizzuszki na spodzie z cukinii, to skorzystasz z tego nie tylko Ty, ale również pozostali goście. A gospodyni ucieszy się z urozmaicenia na swym stole.
  2. Jeżeli idziesz na spotkanie do bratniej duszy i nie sprawia Ci problemu podszepnięcie jej o swoich żywieniowych zmianach, to zrób to. Myślę, że nie dostarczysz wiele trudu prosząc o mięso bez sosu czy ziemniaczki bez omasty.
  3. Jeżeli nie masz nic swojego, a z zawartości stołu coś, co mogłoby przypominać Twoje żywieniowe rytuały to jedynie nóż i widelec, spróbuj wybrać mniejsze zło.
  4. Kontroluj porcje. Naukowcy podjęli się ciekawego eksperymentu, który wykazał, że myślimy, że zjedliśmy mniej, gdy sobie dobieramy na talerz po kawałku wędlinki, sałatki, śledzika, ciasteczka. A tymczasem okazuje się, że zdecydowanie większą kontrolę nad zjadaną porcją będziemy mieć wtedy, gdy na początku imprezy oszacujemy ile chcemy zjeść i tyle też nabierzemy na talerz.
  5. Nie zostawiaj pustego talerza. Wylizany talerz działa na babcię niczym płachta na byka. Wtedy otwiera się jej gościnne serce i znów wprost na Ciebie leci patera z ciastem.
  6. Nie pość. Wydawałoby się, że pokażę im jaką mam silną wolę, to po weekendzie łazienkowa waga się do mnie uśmiechnie, a kuzynka z zazdrością pomyśli, że jak się spotkacie następnym razem, to Ty już będziesz laska. To rozwiązanie stanowi duże ryzyko. Z relacji Pacjentów wiem, że po ewentualnej wyposzczonej imprezie wracasz do domu z taką dziką głodzillą, że wtedy nieważne czy dieta czy nie dieta, opamiętanie przychodzi dopiero na dnie słoika z Nutellą.
  7. Podejdź do zawartości stołu strategicznie. Jeżeli impreza trwa kilka godzin, prawdopodobnie wystarczy Ci jeden posiłek, jeżeli impreza to maraton od wczesnego popołudnia do późnych godzin nocnych, postaraj się rozłożyć swoje posiłki regularnie.
  8. Bądź kierowcą. To dość dobra wymówka dla opcji alkoholowej. A pamiętaj, że wrogiem zdrowego stylu życia są nie tylko ciasta i schabowy, ale również piwko czy drineczek.
  9. Zwiększ aktywność fizyczną. Jeśli czujesz, że jednak ten dzień to nie był dietetyczny ideał, postaraj się zwiększyć swoją aktywność. Co prawda, jeżeli imprezowe grzechy mocno wymknęły się spod kontroli i okazuje się, że musiałabyś przebiec maraton żeby to spalić, to łatwo nie będzie. Ale na pewno nie jest to powód żeby stwierdzić, że nie warto.

Być może po przeanalizowaniu tej listy pomyślisz sobie, po co te wszystkie wyrzeczenia. Przecież jeden dzień dyspensy nie zaprzepaści pozostałych „dobrych” dni. OK., jeżeli ten dzień zdarza się raz na miesiąc czy dwa i faktycznie w żaden sposób Cię to nie ruszy i od przysłowiowego poniedziałku wrócisz do perfekcyjnej dbałości o jakość i ilość swojej diety.

Zastanów się jednak czy taka trudność rzeczywiście dotyczy tylko jednego dnia na tak długi okres czasu, a co najważniejsze jak poradzisz sobie w dzień po imprezie. I poza tym alkoholowym kacem mam na myśli tego kaca moralnego, który będzie Ci podszeptywać, że skoro wczoraj spróbowałaś tylu pyszności, to czemu dziś też nie spróbujesz.

Jeżeli czujesz w sobie wolę walki o zdrową i szczupłą sylwetkę, wykorzystaj ten wpis na maksa. Przed nami dwa dłuuugie weekendy. Daj znać jak Ci poszło!

Jeśli spodobał Ci się ten wpis zapraszam na stronę bloga na Facebooku i zachęcam do polubienia Fanpage’u. W ten sposób na bieżąco będziesz dostawać informacje o kolejnych ciekawych postach! Znajdziesz mnie również na Instagramie.