Zdecydowana większość mam karmiących piersią zgłaszających się do mojego gabinetu mówi o obawie przed wieloma produktami. Gdy w opracowywanym planie żywieniowym zauważą owoce inne niż gotowane jabłko, warzywa inne niż marchewka, nie mówiąc o nasionach roślin strączkowych, na ich twarzach maluje się ewidentny niepokój. W myślach przebiegają przerażające obrazy, nieprzespane noce z powodu kolki po zjedzeniu fasoli lub wizyty u dermatologa, bo malucha obsypało po nabiale!
Taki stan rzeczy zawdzięczamy durnowatym mitom krążącym wokół diety mamy karmiącej. Jak tylko otoczenie dowiaduje się o naszych planach związanych z karmieniem dziecka swoim mlekiem, niczym muchy do światła przylatują do nas „ciotki dobra rada”. Okazuje się, że nie możesz jeść m.in. nabiału, orzechów, ryb czy miodu w obawie przed wystąpieniem alergii u dziecka.
Fakty jednak mówią same za siebie: tylko 2% dzieci karmionych piersią cierpi na alergie pokarmowe, z czego jedynie 0,5% reaguje na zmiany żywieniowe w diecie mamy.
Młoda mama zauważa zmianę skórną u swojej pociechy, leci czym prędzej do lekarza, licząc na ratującą poradę. Niestety bardzo często po jednorazowym oglądnięciu pojedynczej zmiany nasz autorytet – lekarz cudotwórca stwierdza skazę białkową. Mama przechodzi na dietę eliminacyjną, odrzuca wszelki nabiał. Nie uzupełnia diety innymi produktami bogatymi w wapń i minerały potrzebne do budowy kości (np. sardynki, soja, brokuły, fasolka, łosoś, tofu, rukiew wodna, jarmuż, kapusta, fasola, warzywa liściaste, rodzynki czy suszone figi) z obawy przed innymi niepożądanymi reakcjami organizmu malucha.
A tymczasem z 200 matek alergików tylko u jednego dziecka obserwuje się jakąkolwiek reakcję! Zatem setki mam „na wszelki wypadek” niepotrzebnie eliminują ze swojej diety ważne składniki, tym samym zwiększając u siebie ryzyko osteoporozy.
Żywieniowe ograniczenia mają sens TYLKO wtedy gdy alergia została potwierdzona adekwatnymi badaniami. Gdy dziecko ciężko choruje, ma typowe objawy o dużym nasileniu (np. alergiczne zapalenie jelit z krwią w stolcu, atopowe zapalenie skóry, uporczywe ulewania i wymioty), po wnikliwie przeprowadzonej obserwacji i badaniach pediatra lub alergolog podejmują decyzję o wprowadzeniu elementów diety eliminacyjnej.
Stosowanie diet eliminacyjnych profilaktycznie w ciąży i okresie karmienia piersią nie chroni dzieci przed alergią i nie ma żadnego uzasadnienia.
Kolejna sprawa – kolki. Mówią „Nie jedz smażonego, cebuli, strączkowych, kapustnych”.
Smażonego nie zaleca się w żadnej diecie ze względu m.in. na dużą utratę wartości odżywczych, jak również rakotwórcze związki powstające w trakcie długotrwałego procesu smażenia.
Nadal badane są przyczyny występowania kolek, jednakże naukowcy najczęściej uzasadniają ten problem niedojrzałością układu pokarmowego malucha. U jednego dziecka taka niedojrzałość pozostanie niezauważona, u innego będzie dotyczyła trudności z wydaleniem gazów czy nadwrażliwością na jakiś składnik.
Nasiona roślin strączkowych, które mamy w zwyczaju winić za brzuszkowe problemy dziecka są kapitalnym źródłem białka roślinnego. Zamiast je z diety od razu wyrzucać warto zmodyfikować sposób ich przygotowania. Niech to nie będzie fasolka po bretońsku w towarzystwie podsmażonej cebulki, kiełbaski i boczku. Warto otworzyć się na łagodniejszą ich postać z dodatkiem ziół, które zmniejszą ilość gromadzonych gazów.
Niestety to nie wszystkie przekłamania. Kolejny hit, którego sama doświadczyłam w szpitalu po porodzie – położna niemalże z kanapki zabrała mi paprykę. Była mocno zbulwersowana zawartością mojego posiłku. Dla jasności – nie był to posiłek serwowany przez szpitalną kuchnię. Zamieniłam tego dnia szpitalną kolację (kanapki z masłem i … salcesonem!) na kanapki z pastą z ciecierzycy, pomidorem i papryką. Była to niezbita okazja do nawiązania obszerniejszej rozmowy na ten temat. Owa położna zalecała karmiącym mamom wyeliminowanie surowych warzyw i owoców. Byłam zdruzgotana nawet nie tym, że ta Pani nie miała ochoty uaktualniać swojej żywieniowej świadomości, ale tym, że pozostałe mamy na to przytakiwały, uznając szpitalny chleb z salcesonem za wyznacznik lepszego modelu żywieniowego.
Podsumowując, 85% Polek karmiących piersią stosuje dietę eliminacyjną. Bardzo często wynika to z wiary w rozmaite przekłamania żywieniowe przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jednak, co gorsze, te zamierzchłe informacje sprzed 20 czy 30 lat są przekazywane przez osoby, które mają kontakt z mamą będącą u progu swego macierzyństwa. Dlaczego lekarz czy położna potrafią „sprzedawać” nam tak błędne informacje?
Nie ma żadnego uzasadnienia dla wprowadzania diet eliminacyjnych przez matkę karmiącą piersią z uwagi na zdrowie dziecka. Mama odżywia swój organizm, a proces wytwarzania pokarmu w jej gruczołach piersiowych przebiega niezależnie.
Jeśli spodobał Ci się ten wpis zapraszam na stronę bloga na Facebooku i zachęcam do polubienia Fanpage’u . W ten sposób na bieżąco będziesz dostawać informacje o kolejnych ciekawych postach! Znajdziesz mnie również na Instagramie.
Witam. Nie chce wchodzic w polemike, bo kazde dziecko jest inne. Ja musialam zrezygnowac z ogromnej ilosci produktow na b dlugi czas i uwazam, zebyla to sluszna decyzja. Nie byla to dieta “na zapas”, bo synek dostal kolek w drugim miesiacu zycia i wtedy wprowadzilam b restrykcyjny sposob odzywiania. Po kazdym “jedzeniowym odstepstwie” kolki synka b sie nasilaly. A zatem, to, co jadlam mialo przelozenie na jego samopoczucie. I nikt mnie nie przekona, ze jest inaczej. Pozdrawiam.
Po wykluczeniu jakich produktów obserwowała Pani poprawę samopoczucia u synka?
Po wykluczeniu warzyw straczkowych (fasola, ciecierzyca, soczewica etc.), prod. wzdymajacych (czyli kalafior, brokul, brukselka, por, cebula, czosnek, kapusta), nabialu (po pewnym czasie wprowadzilam nabial kozi), orzechow, pestek, nie jadlam tez piersi kurczaka i indyka, bo dziecku rosly piersi, z przypraw to uzywalam tylko majeranek i b niewiele soli. W zasadzie mniej jest do wymieniania tego co jadlam, niz tego z czego musialam zrezygnowac. Ze swiezych warzyw jadlam szpinak i po pewnym czasie pomidory, z owocow jablka, arbuzy, banany, melona.
PPierwsz karmienie … jadłam wszystko normalnie jak każdego innego dnia. Jedynie poza smażonymi potrawami ale to bardziej ze względów podanych a artykule i dziecku nic nie dolegało…
Druge karmienie… poczatek jadłam wszystko jak za pierwszym razem ale pojawiło sie AZS bóle i inne takie … jeden lekarz “”alergolog” – idź pani do dermatologa z tą skórą … “”dermatolog” z zaleceń wynikało jedz kaszę i pij wodę …. ee yyy ? Wizyta u normalnego alergologa i badania testy … pare rzeczy uczula… ale nie mleko to skąd te zmniany skórne? Ale próbujemy i odstawilam nabiał a raczej wszystko co zawierało bialko krowie… ale sama przygotowywalam wędliny pieklam pieczywo ciasta na zzamiennikah … mleko sojowe….migdałowe…owsiane orzechowe i jakie tam tylko znalazłam. A poza tym jadłam normalnie. Dziecko ma 3 lata i samo je wszystko a jogurty wręcz uwielbia i już nic mu nie jest.
Trzecie karmienie… tt początek 2 miesiace ale też jem wszystko poza smażonymi no i fasolek ale tego nie lubię i nigdy nie jadłam … mała ma si3 dobrze dziś jest druga z tych nieprzespanych nocy.
Ale owszem jeśli skusimy się jednego dnia na kebaba…. pizze zapijemy colą to układ trawienny maluszka może mieć z tym problem. A przyglądając się diecie w szpitalu po porodzie to tam zasada jedz wszystko obowiązuje …
Gratuluję tak pięknego doświadczenia w kp. Dziękuję za podzielenie się z nami swoimi doświadczeniami i obserwacjami! 🙂
baardzo chciałabym w to wierzyć co tu czytam, bo już nie mogę patrzeć na chleb z pieczoną piersią z indyka… Ale, czy naprawdę na podstawie jednego bloga mogę tak po prostu zignorować zalecenie lekarza pediatry, który nakazał całkowite wyeliminowanie nabiału z diety do 3 miesiąca dziecka z obawy przed wystąpieniem atopowego zapalenia skóry (na które jest ponoć narażone ze względu na to że miał to ojciec dziecka w dzieciństwie)? Oczywiście bez zalecenia uzupełnienia diety w brakujące składniki. Marzę o serku wiejskim ze świeżymi warzywami, o twarogu ze szczypiorkiem, o płatkach z mlekiem itd… ale chyba jednak się nie odważę jednym wpisem zastąpić porad kilkunastu innych przecież również, mniej lub bardziej – ale nie mnie to oceniać -, doświadczonych osób… Ale proszę mi uwierzyć bardzo bym chciała. No i właśnie takich jak ja, wystraszonych i zdezorientowanych mam, jest wiele. Pozdrawiam
Pani Dario, tak jak wspomniałam we wpisie. Jeżeli kontrola jest przeprowadzona przez kompetentnego lekarza, który wnikliwie ocenił problem na podstawie badań to temu ufamy. Zachęcałabym jednak aby przedyskutować z lekarzem długość trwania diety eliminacyjnej, coraz częściej w takich przypadkach jak Pani opisuje lekarze starają się skrócić ten czas nawet do 2-4 tygodni. Warto również wprowadzić do swojego menu produkty będące dobrym źródłem wapnia. Dziecku go nie zabraknie, obawę mamy w takich sytuacjach o mamę – bo to z jej “rezerw” korzysta organizm maluszka.
Też spotkałam się z położnymi, których wiedza żywieniowa i wiedza dotycząca karmienia piersią sięgała chyba epoki kamienia łupanego… Usłyszałam m.in., żeby na zapas nie jeść za dużo białka, nie jeść nic wzdymającego, odstawić cytrusy, miód – a właściwie to najlepiej jeść gotowane jabłko i uwaga mój hit – serki Danone waniliowe. Moja córka miała duże problemy z ulewaniem od samego początku, oczywiście lekarze i położne zrzucił wszystko na garb mojej diety i co rusz kazały eliminować kolejne składniki. Poprawy oczywiście nie było 🙂 Ale za to ja “zyskałam” złe samopoczucie, frustrację i brak apetytu (no bo jak długo mogą mi smakować kanapki z szynką i ryż z gotowanym kurczakiem?!).
Podpisuję się pod Twoim postem rękami i nogami! Miejmy nadzieję, że następnym razem trafię na bardziej świadome (i nie bójmy się tego – MŁODSZE) położne.
A to nowość, o serkach Danone jeszcze nie słyszałam w tym kontekście;) Jeżeli chodzi o aspekt emocjonalny..no właśnie, tutaj niewłaściwe “wsparcie” potrafi popsuć szczere chęci mamy do karmienia piersią. Początki bywają trudne, niejednokrotnie potrzebujemy wsparcia i doświadczenie osób trzecich a gdy ich brak lub co gorsza bywają totalnie demotywujące i frustrujące to łatwo o karmieniowe trudności.
Na temat karmienia piersią jako mama adopcyjna nie mam wprawdzie nic do powiedzenia – ale taki post może być naprawdę przydatny dla wszystkich mam, które karmią naturalnie. Dobrze, że publikujesz – bo czasami nawet lekarz nie potrafi udzielić żadnych rzetelnych, konkretnych informacji.
Dziękuję! Postaram się aby słów wsparcia i motywacji to tego pięknego daru jakim jest karmienie piersią było tu jak najwięcej! 🙂
Wiele kobiet, szczególnie jeśli chodzi o pierwsze dziecko, staje się nieco nadwrażliwa. I nic dziwnego, chcemy żeby nasza pociecha wiosła zdrowy żywot 😉 Szkoda tylko, że od razu panikujemy a często nie pytamy i dowiadujemy się szczegółów na temat ewentualnej wysypki, alergii itd. No ważne żeby nie podejmować decyzji tylko na podstawie informacji od wujka google 😉
Lekarz google niestety nie jest zbyt dobrym doradcą. Ale nawet bardziej niż lekarz google martwi mnie fakt, że Ci nie wirtualni lekarze potrafią zamącić w głowie młodej mamie, która tak jak wspominasz – chcąc dobrze dla malucha ufa każdej, nawet niekoniecznie właściwej sugestii.
Dla mnie największym zaskoczeniem, przez które niemal dostałam ataku śmiechu, a nie zrobiłam tego tylko ze względu na to, że nie chciałam robić przykrości kelnerce 😉 była wizyta w restauracji i zamówienie soku z świeżo wyciśniętych pomarańczy. Kelnerka próbowała ze wszystkich sił odwieść mnie od tego pomysłu, informując mnie, że przy karmieniu nie powinno się pić takich soków, ze względu na ryzyko alergii u dziecka 😀
Cóż za niebywała chęć pomocy ze strony kelnerki hahaha 🙂 Ciekawe czy sama była mamą czy może ta rola dopiero przed nią! 🙂
Bardzo przydatny wpis, myślę, że wiele mam odetchnie z ulgą po przeczytaniu tekstu.
Dziękuję:) Mam nadzieję, że uda mi się dotrzeć do jak największej liczby mam i ulżyć ich dylematom żywieniowym :D:D
Ja jem a raczej jadłam wszystko, bo niestety ujawniła się skaza białkowa- wysypka, śluz i krew w kupie, dużo śluzu wraz z ulewaniem. Po eliminacji diametralna poprawa. Teraz 8 m-cy, kilka prowokacji w tym czasie, ale jak na razie każda kończy się niepowodzeniem- objawy wracają 🙁 co nie znaczy, że tak na 100% wykluczylam bmk- jak nie mam mleka roślinnego to piję kawę z krowim. Wg mnie całkowite wyeliminowanie alergenu ( jeśli alergia nie jest silna oczywiście ) może skutkować jeszcze gorszymi reakcjami przy próbie wprowadzania do diety w przyszłości, ale to moje zdanie. A tak to wszystko inne jem- właśnie skoczylam pyszny bigos i popilam swizym sokiem z pomarańczy 🙂
Hmmm….. Kolki u mojego dziecka były, a karmiłam mlekiem modyfikowanym. Nie będę się zatem wypowiadać na temat diety eliminacyjnej, bo uznacie, że nie znam się. Słyszałam natomiast, że tylko w Polsce są takie pomysły.
Kiedy karmiłam pierwsze dziecko, jadłam praktycznie wszystko i nie było żadnych problemów. Przy drugim była masakra. Córka cały czas płakała i potem okazało się że ma alergię na mleko krowie, która objawiała się śluzem i krwią w kupkach. Także musiałam odstawić dużo produktów. Trzecie dziecko niestety miało to samo. Na szczęście wyrośli z tak silnej alergii.
A po jakim czasie udało się Wam zdiagnozować te problemy?
Ja się chyba zamknęłam na tego typu porady ciotek:) chodziłam do swietnej szkoły rodzenia, która prowadziła położna doradca laktacyjna z certyfikatem dodatkowo co chwilę szkolaca sie w roznych dziedzinach. Od początku wspominała o produktach po ktorych coś może wystąpić, ale nie kazała niczego eliminować. Jeść wszystko i obserwować. Mi pomagaly notatki tego co jadlam. Dzięki temu w przypadku jednego i drugiego dziecka zauważyłam zmiany za uchem po zjedzonej soi. U syna od razu i niewielka ilosc, u corki w wiekszych ilosciach i często. Uwazam z produktami wzdymajacyni, ale nie odmawiam ich sobie, tylko jem mniej:) obserwacja to chyba najważniejsze przy kp.
Święta prawda! Bardzo rozsądnie podeszłaś do tematu! A najważniejsze, że te “złote rady” nie wpłynęły na kp! 🙂
Ja przy jednej i drugiej córce zachowywałam się podobnie. Przy pierwszej oczywiście było trudniej, ale dałyśmy radę 🙂
Bardzo szybko, po troszeczkę zaczęłam po urodzeniu dzieci włączać wszystkie produkty, które jem zawsze. Może miałam szczęście, ale poza pojedynczymi przypadkami, nic złego się nie działo. Kiedy pojawiała się kolka odstawiałam podejrzany produkt, a za jakiś czas próbowałam znowu.
Trudno mi powiedzieć czy to jak zachowują się młode mamy jest wynikiem stereotypów wtłaczanych przez długie 9 miesięcy czy jest to kwestia obserwacji. Myślę, że każda mama wie najlepiej, czuje swoje dziecko i trzeba jej pozwolić na to, co według niej, w ramach rozsądku oczywiście, jest najlepsze dla dziecka. No i dobrze by było, żeby nie zapominały o samych sobie
Ja w szpitalu, po porodzie, dostałam min. kapustę kiszoną, miałam ochotę i zjadłam. Nic małej nie było. Potem też nie ograniczałam się szczególnie.
U nas od 6 tygodnia życia dziecka wystąpiła wysypka i strasznie sucha skora .. Lekarz kazał mi “uważać co jem ” i odrzucić nabial.. “Lekko ” się poprawiło .. Wysypka troszkę znikła ale sucha szorstka skora – borykamy się nadal z tym problemem . sama nie wiem co robić.. I żaden lekarz nie stwierdził tak naprawdę co nam jest . ;( obecnie 13 tydzień .
Matko-dietetyczko, a co sadzisz o suplementac diety wspierajacych rozwoj dziecka? Polozna powiedziala, ze podczas karmienia warto bym brala cos takiego jak pregna plus. Czy to faktycznie wesprze jego rozwoj?
Jestem zwolennikiem bilansowania wszelkich składników odżywczych dzięki jak najlepiej opracowanej diecie. Pamiętajmy, że organizm dziecka karmionego piersią “wyssie” z mamy wszystko co jest mu niezbędne dla rozwoju. Jeżeli w diecie mamy występują niedobory składników odżywczych to ucierpi na tym jej organizm. Nie dziecka. Dlatego warto jeść jak najzdrowiej, mając na uwadze, że w tym wyjątkowym okresie życia kobiety wzrasta zapotrzebowanie m.in. na wapń.
Moje dziecko jest jednym z tych które niestety dopadły kolki. Z mojego doświadczenia wynika, że jednak dieta mamy ma wpływ na kolki u dziecka, a konkretnie na ich nasilenie. Jestem dietetykiem również jak Pani. Od początku karmienia piersią nie stosowałam diety eliminacyjnej. Odżywiałam się zdrowo, zgodnie z zasadami, jedząc bób, kapustę i inne “zakazane” produkty. od 3 tygodnia życia syn zaczął bardzo płakać, prężyć się podczas karmienia i po nim. Diagnoza lekarza-kolka. Dalej jadłam wszystko. Zauważyłam jednak że po zjedzeniu potraw wzdymających kolki były dużo bardziej nasilone niż zwykle. Mały płakał dużo dłużej i bardziej niż zwykle… Stwierdziłam, że spróbuję zrezygnować ze wzdymających potraw. co zauważyłam? Mały nie przestał kolkować zupełnie, jednak dużo łagodniej przechodzi ten trudny etap. Nie płacze godzinami, jest spokojniejszy. Kolki nie minęły jeszcze, ale ich nasilenie jest o stokroć mniejsze, od kiedy odstawiłam potrawy wzdymające. Kontrolnie po tych 2 miesiącach zjadłam bób, żeby zobaczyć czy faktycznie nie myliłam się. Ponownie po zjedzeniu bobu zaczął płakać jak wcześniej.
Znam wytyczne i zalecenia, jednak jako mama i dietetyk uważam, że przede wszystkim trzeba obserwować swoje dziecko.